Dieta a problemy kobiece

Blisko natury, czyli po "zasadowej" stronie życia

Podczas rutynowego badania ginekologicznego mój lekarz stwierdził, że ponieważ jestem „w tym wieku”, powinnam zacząć stosować hormonalną terapię zastępczą, „bo nie ma sensu cierpieć tych wszystkich dolegliwości”.  Kiedy powiedziałam panu doktorowi, że nie mam zamiaru stosować żadnych terapii hormonalnych, bo stosuję różne metody z poziomu diety i stylu życia, wykluczające „te wszystkie dolegliwości”, wzruszył tylko ramionami i powiedział, że śmiało mogę przyjść po receptę, jeśli będę potrzebować. I miło się pożegnaliśmy.  Od tamtej rozmowy minęły dwa lata – moja recepta leży dalej w szufladzie u pana doktora (to przenośnia, bo z pewnością znalazło się już kilkadziesiąt przestraszonych, nieświadomych czterdziestoparolatek, które skorzystały z dobrej rady troskliwego skądinąd ginekologa). 

"Dolegliwości kobiece" - przyczyny cywilizacyjne
Zespół napięcia przedmiesiączkowego, bolesne, obfite okresy, dolegliwości menopauzalne to problemy znane większości z nas. Na tyle powszechne, że stały się „normą”. Do tego coraz częściej dochodzą zaburzenia płodności i ciąży.


Tymczasem coraz śmielej podnoszą się głosy naukowców, naturopatów- praktyków i dietoterapeutów głoszące, że całe to zamieszanie wokół naturalnych funkcji kobiecości znane jest tylko w naszym, zachodnim kręgu cywilizacyjnym i to od stosunkowo niedawna. I że wspólną i pierwotną przyczynę wymienionych problemów da się sprowadzić do głębokiej nierównowagi na poziomie fizycznym (sztuczna, wysoko przetworzona, pozbawiona substancji odżywczych dieta i mający wiele „cywilizacyjnych” przyczyn deficyt tlenu w komórkach) oraz mentalnym (preferowanie prawopółkulowego, „męskiego” sposobu myślenia i funkcjonowania i związany z tym przewlekły stres).
   
Menstruacja - nasz mechanizm ochronny
Badacze podnoszą kwestię wpływu tak zwanego „zakwaszenia” (czyli nierównowagi kwasowo-zasadowej) na wszelkie funkcje organizmu, w tym na cały obszar związany z kobiecością i płodnością. 
W okresie płodnym organizm kobiety gromadzi we krwi, limfie i błonie macicy kwasy powstałe jako odpad metaboliczny. Menstruacja to proces, w którym kwasy te zostają usunięte. Być może dlatego w medycynie chińskiej wszelkie dolegliwości kobiece rozpatruje się w powiązaniu z wątrobą (neutralizującą kwasy przy pomocy zasadotwórczych mikroelementów) i krwią. W tym kontekście postulat medyków chińskich, by przy pewnych problemach menstruacyjnych „odżywić krew wątroby”, czyli zaopatrzyć w bogactwo mikroelementów pochodzących z określonych produktów spożywczych, wydaje się zasadny i genialnie przenikliwy.
W tym ujęciu menstruacja jawi się jako kolejny mechanizm samooczyszczający organizmu, mający chronić przed toksycznym „zakwaszeniem” matkę i dziecko. Jakiś czas temu w Sieci pojawił się artykuł o kontrowersyjnym tytule: Menstruacja, czy rzeczywiście jest konieczna?, który wzbudził wiele emocji. Wynika z niego, że kobiety odżywiające się wegetariańsko i wegańsko mają bardzo skąpe miesiączki (lub nie mają wcale krwawień), nie tracąc przy tym płodności. Należy bowiem rozróżnić sytuację zaniku cyklu i płodności (na skutek np. anoreksji, zupełnego braku tłuszczy w diecie, stresu itp.) od drastycznego zmniejszenia dyskomfortu miesiączkowego (bóle, skurcze, obfite krwawienia). Z punktu widzenia „fizjologii kwasowo-zasadowej” rzecz oczywista i logiczna. Osoba na bogatej i różnorodnej diecie roślinnej dostarcza organizmowi substancji odżywczych w złotej proporcji 80% zasadotwórczych do 20% kwasotwórczych. W ten sposób w jej organizmie nie gromadzą się kwasowe złogi, które podczas menstruacji trzeba usunąć w dużej ilości z dużą ilością „zakwaszonej” krwi.

Zespół napięcia przedmiesiączkowego
Podobny mechanizm dotyczy zespołu napięcia przedmiesiączkowego. Otóż, kiedy płyny ustrojowe przepełniają się kwasami przed mającą niebawem wystąpić miesiączką, objawia się to na poziomie fizycznym obrzękiem (zatrzymaniem wody, którą organizm desperacko próbuje „rozcieńczyć” trujące kwasy), migreną, skurczami oraz na poziomie mentalnym: depresją, drażliwością, płaczliwością - typowymi objawami zatrucia tkanki nerwowej.
W tym świetle logicznym rozwiązaniem problemu wydaje się minimalizacja „zakwaszenia”. Tak jest w istocie. Sama pamiętam, jak w wieku kilkunastu do dwudziestu kilku lat nękały mnie bolesne skurcze i krwawienia tak obfite, że utrudniały normalne funkcjonowanie. Około trzydziestego roku życia, w związku z „nieuleczalnym” trądzikiem rozpoczęłam domową kurację oczyszczającą przy pomocy głodówki, a następnie przeszłam na odżywianie bez mleka, mięsa i słodyczy. I raptem okazało się, że znikł nie tylko trądzik, lecz również wszelki dyskomfort związany z menstruacją. Wtedy jeszcze nie miałam wiedzy, by powiązać te fakty. 
Tymczasem zależność jest taka: 
Im mniej „kwasowych przyjemności” w cyklu, tym łagodniejszy przebieg miesiączki

W pewnym momencie nadchodzi jednak kres reprodukcyjnego cyklu w życiu kobiety. Naturalny mechanizm ochronny przestaje działać. Co wtedy? 

Zrozumieć menopauzę
W tym czasie metabolizm kobiety zaczyna funkcjonować trochę tak, jak męski, czyli radzić sobie z kwasami na bieżąco.  Jeden z aspektów okresu przejściowego polega na tym, że organizm musi się tego nauczyć. Jeśli aplikujesz sobie na co dzień liczne „kwasowe przyjemności” – twoje ciało może zwyczajnie nie dać rady. Jeśli organizm nie wyćwiczył rozkładania kwasów i trucizn, próbuje spalać je przy pomocy podwyższonej temperatury, stąd uderzenia gorąca, zlewne poty. Z zalewu kwasów (toksyn) powstaje depresja, drażliwość.
Nadmiar kwasów, który organizm próbuje wyrzucić przez skórę, przekłada się na przebarwienia czy trądzik (a także infekcje grzybiczne na palcach i śluzówce). Do prób oczyszczenia krwi z toksyn należą żylaki i hemoroidy (pękające przy krytycznym stężeniu kwasów we krwi – sztuczne hamowanie tego procesu może według niektórych badaczy grozić udarem i zawałem). Najbardziej znaną zależnością jest menopauza i ryzyko osteoporozy. I tutaj działa żelazna logika natury. Jeśli nie zadbasz o odkwaszenie organizmu w tym okresie, będzie on zmuszony neutralizować zalew kwasów wapniem z twoich kości. Picie mleka (zakwaszającego) czy jedzenie wapna w tabletkach (nieprzyswajalnego) na nic się tu nie zda. Trzeba przejść na zasadową stronę życia.
Innym złowrogim skojarzeniem z menopauzą jest (hormonozależny) rak piersi. I znowu ten sam mechanizm: wiadomo, że komórki nowotworowe rozwijają się w środowisku kwasowym. Niektórzy twierdzą nawet, że rak to nie choroba, lecz desperacki mechanizm przystosowawczy komórek do oddychania beztlenowego=kwasowego. I tym razem możemy wziąć odpowiedzialność za swoje zdrowie, czyli przejść z kwasowej strony życia na... zasadową.

Kwasowa strona życia
Zasadowa strona życia
brak ruchu, niewłaściwe oddychanie (kwas węglowy)
mięso, rozpad komórek (kwas moczowy)
przemęczenie organizmu (kwas mlekowy)
kawa, czarna herbata (kwas garbnikowy)
słodycze i tłuszcze (kwas octowy)
wędliny, sery (kwas azotowy)
stres, strach, złość (kwas solny)
oraz:
sztuczna, wysoko przetworzona żywność pozbawiona energii życiowej, składników mineralnych
alkohol
papierosy
hałas
życie w mieście
brak norm, „wolność”
konflikt
kłamstwo
mechaniczny seks
warzywa
herbatki ziołowe
„super żywność” (produkty bogate w wysokoenergetyczne składniki mineralne, np. pyłek kwiatowy, algi, zielone koktajle)
soki warzywne
owoce dojrzewające w słońcu
sałatki
ziarna, pestki i orzechy
regularne oczyszczanie organizmu
zasadowa pielęgnacja ciała (kąpiele w zasadowych solach, szare mydło oliwkowe)
picie „żywej” wody
ograniczenie ilości używek
zmniejszenie spożycia produktów kwasotwórczych
rozsądne uprawianie sportu
cisza
kontakt z Naturą
etyczność i prawda
zrównoważone relacje międzyludzkie
seks wynikający z bliskości
wyrażanie siebie poprzez tworzenie

Tabela wg książki dra Jentschury*.

Cóż, powiem tylko, że to działa. Trzeba zacząć słuchać sygnałów organizmu i reagować na nie. Nie ma przy tym jednej uniwersalnej recepty, ponieważ każda z nas jest niepowtarzalną indywidualnością, również metaboliczną. U mnie na przykład tzw. „dolegliwości okołomenopauzalne” pojawiają się, jeśli pofolguję nieco ze słodyczami i pieczywem/wyrobami mlecznymi/mięsem. Lub jeśli pozwalam innym wpędzić się w stres, związany z natłokiem obowiązków (które wciąż zdarza mi się brać na siebie w nadmiernej ilości). Błyskawicznym antidotum na powyższe objawy jest picie dużych ilości wody z sokiem z cytryny, zielony koktajl, mielone siemię lniane, koniczyna w kapsułkach, pranajama i alkalizująca kąpiel. Bardziej długofalowe rozwiązanie (bardzo je lubię, to mój prywatny rytuał) to kompleksowy program odżywiająco-alkalizujący, który nazywam Tuningiem organizmu.

Bibliografia:
*dr h.c P. Jentschura, J. Lohkämper: Oczyszczanie drogą do zdrowia
Dr Christine Northrup: Ciało kobiety, mądrość kobiety, 
A. Moritz: Rak nie jest chorobą,
Dr. H. G. Beiler: The Natural Way to Sexual Health

http://www.wegetarianie.pl/News-article-sid-1706-mode-thread.html

0 komentarze:

Prześlij komentarz